Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.
Anton Czechow swoje jednoaktówki nazywał „małymi komediami”, „żartami scenicznymi”, „wodewilami”. Były wystawiane w całej Rosji, i to na wszystkich scenach – carskich, stołecznych i prowincjonalnych – przynosząc pisarzowi mu nie tylko zarobek, lecz przede wszystkim: szeroki rozgłos. Zajmują szczególne miejsce w jego twórczości dramaturgicznej; potraktować je można jako swego rodzaju żartobliwy prolog albo komentarz do jego głównych sztuk. To zresztą w nich po raz pierwszy ujawnia się jego słynna poetyka absurdu. Czechow cenił wodewile – i umiał je pisać. W swoich zapiskach podkreślał, że „wodewil uczy śmiechu, a kto się śmieje, ten jest zdrowy”. Nic zatem dziwnego, że marzył, aby napisać „sztuczkę na dwadzieścia pięć minut, ale taką, żeby wszyscy pękali ze śmiechu – żeby rano z teatru wymiatali setki guzików”. Czechow jednak nie kontynuuje tradycji wodewilu, przedstawia bowiem własną koncepcję gatunku. Przede wszystkim stara się wprowadzić wodewil do głównego nurtu literatury, podejmuje walkę z tradycyjną konwencjonalnością teatralną. „Między dużą sztuką a jednoaktówką różnica jest tylko ilościowa” mówił, a wodewil nazywał zawsze „jednoaktowym dramatem lub komedią”.
Sztuki nie są ulubionym gatunkiem lektur Polaków, ale „Dramaty” Czechowa, wydane przez Officynę w 2019 r, miały dwa dodruki i sprzedały się w kilku tysiącach egzemplarzy. Świadczy to o zainteresowaniu „rosyjskim pisarzem”.
Zwłaszcza teraz pochodzenie autora jest ważne. Wielokrotnie tasowała się bowiem pierwsza piątka najczęściej wystawianych na świecie dramatopisarzy, ale niezmiennie byli i są w niej Anglik Szekspir, „Rosjanin” Czechow, Norweg Ibsen i Grek Sofokles. Rzecz w tym, że Czechow przedstawiany jako Rosjanin ma wymazane ukraińskie korzenie.
Utwory Czechowa były tłumaczone przez wielkich polskich poetów, ale to jednak było pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat temu. Wówczas panował inny poziom wiedzy o tym autorze; dominowała inna interpretacja jego dzieł. Od tego czasu zmienił się nasz język, zmienił się też język sceniczny. Dużo więcej wiemy o życiu autora. Poprzedni tłumacze mieli w swoim dorobku tylko po kilka utworów Czechowa i siłą rzeczy tworzyli niekompletny obraz jego twórczości.
Otóż dzięki tej publikacji ukazany został polskiemu czytelnikowi nieco „inny” Czechow – inny, bo „odświeżony” nowym tłumaczeniem Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej, inny, bo niekoniecznie wyłącznie rosyjski, inny, bo – paradoksalnie – „stary, dobry Czechow”, mistrz formy, którą można konkretyzować coraz to inaczej, stosownie do momentu odbioru, zgodnie z wrażliwością werbalną i medialną czytelnika.